"Wszelkie Prawa zastrzeżone" jedynie co do zasad wzajemnego poszanowania i życzliwości. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów jest jak najbardziej wskazane. Utrzymuję tę witrynę z własnych środków, a służyć ma ona powszechnemu dobru. Proszę więc o wyrozumiałość, jeżeli nieświadomie wykorzystałem czyjąś własność prywatną. Z góry przepraszam, proszę o wspaniałomyślność lub o ewentualny kontakt, a natychmiast usunę.
Wszelkiego prawdziwego dobra wszystkim bez wyjątku życzę. Z codziennym darem modlitwy o oświecenie nas wszystkich światłem Bożej Prawdy i uświęcenie.
Strony mogą zawierać pliki cookies.
br.stanislaw@gmail.com
I Najświętszej Maryi Panny
PODSTRONA W BUDOWIE
Nie jest to wywód teologiczny. To opowieść, która nie rości w sobie pretensji do bycia czystą teologiczną prawdą. Ale pomimo tego wydaje się być przydatna dla oświecenia naszych umysłów w tych czasach moralnych ciemności, w jakich niewątpliwie pogrąża się ten świat. A ci którzy do niego należą - wraz z nim.
Wiekuisty, Wszechmogący, Wszechwiedzący, Przenajświętszy BÓG - Jedna Boskość, Natura, Inteligencja, Poznanie, Wola, Moc, Władza, Dobroć... w Trzech Osobach:
BÓG Ojciec - Myśl Wszechwiedząca, doskonała Sprawiedliwość, nieskończona Dobroć, Źródło Prawdy;
Bóg Syn - Słowo Myśli Ojca, Nauka, Miłosierdzie, Prawda;
Bóg Duch Święty - Miłość, Uświęcenie, Pocieszyciel, Światłość prowadząca do Prawdy.
Trzeba sobie uzmysłowić, że Bóg nieskończenie przewyższa wszystko, co tylko możemy sobie wyobrazić. Już to niewiele, jakie człowiek - wcielony duch, wchodzący w bliskie relacje z Bogiem może duchowo doświadczyć wprowadza w niewysłowiony stan ekstazy; kontemplacja przyprawia o zawrót głowy...
Wówczas to wszystko, za czym goni świat, za czym zabijają się ludzie staje się bladym cieniem wobec Tej Rzeczywistości, której nie można w żaden sposób adekwatnie wyrazić słowami. Po prostu nie ma takich słów.
Odwieczne Duchowe Osoby Boskie same sobie wystarczały kontemplując siebie nawzajem i oddając całych siebie sobie nawzajem. To wewnętrzne Boże Życie jest wzajemnym, nieskończonym, doskonałym i aktywnym obdarowywaniem się Osób Boskich pełnią niepojętej dla nas Miłości. Miłości substancjalnej (a nie tylko atrybutu Boga). Syn Boży cały oddaje się Ojcu, a Ojciec cały oddaje się Synowi. Syn dając Siebie Ojcu, jednocześnie przyjmuje Ojca w duchu Miłości, która również jest substancjalną, a Której na imię Duch Święty.
Stąd Bóg Ojciec jest samą Radością, Syn Boży jest samą Radością, Duch Święty jest samą Radością... Nie ma przeciwności.
Wzajemna Miłość wzrasta, rozpala, potęguje się. Nadmiar miłości potrzebuje niejako ujścia. Dlatego Osoby Boskie postanowiły stworzyć na Swój Obraz i podobieństwo rozumne, inteligentne, obdarzone wolną wolą i uczuciami osobowe byty z myślą, by włączyć je we własne obdarowywanie się pełnią miłości. By wprowadzić je, włączyć w to ogromne, radosne dawanie siebie. By obdarzyć je własnym szczęściem, radością, dobrem i pokojem. By umożliwić im zgłębianie przymiotów swego Stwórcy, aby pełne zachwytu, podziwu, zauroczenia i wdzięczności otaczały swego umiłowanego Boga nieustanną czcią, uwielbieniem i chwałą...
Dla zrealizowania tego zamiaru Bóg dla Siebie i swoich stworzeń stworzył siedzibę - nieskończenie wielki i zachwycający Niebiański Raj. Wszelkie wyobrażenia i opisy są niczym wobec Niebiańskiej Rzeczywistości...
W nim Bóg powołał z nicości do istnienia nieprzeliczone miriady duchowych bytów osobowych (nazywamy ich Aniołami) podzielonych na dziewięć chórów według przeznaczenia. A każdy Anioł niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Jako że posiadały wolną wolę, musiały zostać poddane próbie posłuszeństwa - czegoś najtrudniejszego dla wolnej, świadomej, inteligentnej istoty. Na razie jednak Niebiański Raj zarządzany przez Boga przy pomocy Aniołów pełen był słodkiego, błogiego pokoju, mienił się niezmąconym, nieprzemijającym pięknem, harmonią, doskonałością wszelakich braw, dźwięków, upojnych zapachów. Stworzenia pełne były pięknych myśli, wzniosłych uczuć, szlachetnych pragnień, żarliwości w pełnieniu Bożej Woli. Istniała więc tylko niebiańska, pełna szczęśliwość. Przeciwieństwa nie było, nie było żadnych ich wyobrażeń, nie było więc i ich nazw.
Pośród najczystszych niebiańskich duchów najdoskonalszym, najpotężniejszym, najbardziej świetlistym stworzeniem Bożym był Lucifer. Samo jego imię oznaczało NIOSĄCY ŚWIATŁOŚĆ. Ta Światłość nie pochodziła jednak od niego samego, miała wszak swe źródło w Bogu. Jak światło żarówki, która świeci jedynie połączona ze źródłem prądu. Sama z siebie nie może dawać nic. Był więc jakby obdarzonym największą mocą, najbardziej rozświetlonym lampionem, który wskutek przechodzenia Mocy Bożego Światła przez pryzmaty jego cnót, mienił się ogromem barw, którym towarzyszyły harmonijne dźwięki i zapachy. Im bardziej uwielbiał Boga wykorzystując pełnię swej mocy, tym bardziej wręcz roziskrzał się oddając tym Bogu chwałę, cześć i uwielbienie. Tak samo w pełnym zakresie, ale różnorakiej mocy, różnorakich cnót, różnorakich przeznaczeń, różnorakiego poznania Boga czyniły wszystkie niebiańskie osobowe byty. Każdy napełniony pełnią szczęścia do granic swoich możliwości.
Święty Lucifer - najwspanialszy Archanioł z chórów Czynu samą swą naturą, majestatem, wspaniałością cnót przewyższał znacznie inne Boże stworzenia. Był najbliższym Bogu, pierwszym po Bogu - stróżem światła Bożej Prawdy. Wpatrzony we Wspaniałość, Piękno, nieskończony Majestat Trójjedynego Boga, włączał się w nieustanną wymianę miłości Boskich Osób. Podziwiając Boga całym sobą zgłębiał Jego niewysłowione przymioty, służył całym sercem, całym sobą. Tam, gdzie sam się pojawiał, tam jeszcze bardziej potęgowała się radość z uwielbienia Boga i oddawania Mu chwały.
W pewnym momencie w jego umyśle pojawiła się autosugestia, by porównać się z innymi. Czując intuicyjnie, że nie byłoby to właściwe, dokonała się pierwsza wewnętrzna walka Bożego stworzenia. Jednak zamiast odrzucić tę myśl w całości, oddać ją natychmiast Bogu, zdeptać ten kiełkujący korzeń pychy upokorzeniem się przed Bogiem i innymi Aniołami, niebacznie pozwolił mu wzrastać podtrzymując ten wewnętrzny dialog w swoich myślach. Zbytnio przedłużany doprowadził go do pójścia na kompromis. I tak ośmielił się oderwać swe pełne miłości spojrzenie z Boga, by „jedynie” przyjrzeć się trochę sobie i innym Aniołom - i... dokonał porównania.
Co prawda dzięki temu porównaniu wzrosła w nim dobra samoocena, ale niestety samym tym aktem utracił niebiańskie szczęście. Szczęście bowiem nie zna porównań, jest nasycone, nie może być go więcej albo mniej. Porównywanie stało się odtąd cechą osób nieszczęśliwych. Rodzi ono pychę i zazdrość, bo zawsze znajdą się gorsi i lepsi. Zaślepiają, zaciemniają one umysł, przesłaniają światło Bożej Prawdy tak, że nie można w sobie samym rozpoznać własnego stanu zaślepienia. Ale w Raju jeszcze tego nie znano, nie rozumiano, nie nazywano.
Lucifer rekompensował sobie tę utratę szczęścia porównując się do coraz to innych Aniołów. Dzięki temu powiększało się jego samozadowolenie, rosło dobre mniemanie o sobie, cieszył się satysfakcją, poczuciem zadowolenia z siebie, szczycił się wewnętrznie ze swych zdolności, cnót, talentów... tak, jakby sam je w sobie stworzył. Tak zrodził pychę (która dziś oddala od Boga nawet najbardziej religijnych).
W tym stanie postępującej deprawacji dokonał również porównania się z Bogiem. Przyglądając się, jak wspaniale wszelkie byty oddają Bogu chwałę, cześć i uwielbienie, jak Go ze szczęścia adorują; widząc i podziwiając szczególnie ogrom, wspaniałość, żarliwość, szczęście Chórów Adorujących... - zapragną jak Bóg być adorowany. Tak zrodziła się zazdrość. Zazdrość również zaciemnia umysł, nie dociera do niego już w całej pełni Światło Bożej Prawdy. Dlatego zazdrosny przeważnie nie dostrzega swojej zazdrości i swego stanu. Staje się duchowym i moralnym ślepcem. Nie dostrzegając więc zła, Lucifer żył pozorem dobra jakim dzięki jego wolnej woli stała się postępująca autonomia od Boga. Utracił jednak przez to coś najcenniejszego - zjednoczenie z Bogiem. Rekompensował to sobie motywacją do własnego samodoskonalenia, samorozwoju, samorealizacji.
I tak pracował nad sobą, by powiększać swoją świetlistość, swoją moc, piękno, majestat. Lubował się w dostrzeganiu jak pięknie, jak wspaniale potrafi rozświetlać, roziskrzać się mieniąc kolorami przy oddawaniu Bogu chwały. Ale to już nie było to samo co przedtem, intencje stały się złe, nieczyste. Był to zatem tylko pozór dobra, a w rzeczywistości rodził się egocentryzm. Zazdrościł więc coraz bardziej Bogu chwały. Nie mogąc już na to spokojnie patrzeć, przekierowywał coraz częściej swe dotychczasowe, pełne miłości spojrzenie z Boga na siebie samego, skupiając się na sobie. Nie odczuwał wówczas rozkoszy czystej Bożej Miłości, ale rekompensował to sobie przyjemnością samozachwytu, samouwielbienia, samoubóstwienia.
Tak zrodził nieczystość.
Miłość do Boga ustępowała coraz bardziej miłości własnej. To skupianie się Archanioła Lucifera na sobie samym spowodowało, że i jego myśli coraz bardziej poświęcone były sobie, coraz mniej należały do Boga, coraz rzadziej poświęcone były Bogu, coraz mniej żarliwie (a bardziej rutynowo) uwielbiał Boga i oddawał Mu chwałę.
Tak zaistniało lenistwo.
Oddając się mu zaczął w odmienny sposób patrzeć na Bożą Moc, Bożą Doskonałość, Bożą chwałę. Zapragnął dla siebie ponad to, co otrzymał.
Zrodziła się w nim chciwość.
Potrzeba sobie uzmysławiać, że cały ten proces doprowadzania siebie do zguby, rozpoczął się w sferze jego umysłu. Choć na zewnątrz wciąż jeszcze był najpotężniejszym, najpiękniejszym duchem stworzonym, to jednak jego intencje już uległy zmianie, serce stało się nieczyste. Bo miał już własną wizję życia z Bogiem – nie według Bożych oczekiwań, nie miłosna służba jedynie dla chwały Bożej, ale w zamian za oddawaną ‘przysługę‘ chciał zatrzymywać część chwały dla siebie. W swym zamyśle stał się pierwszym handlarzem pragnącym z Boga czerpać dla siebie zyski (dziś też już często tak patrzymy: jakbyśmy to nie my żyli dla chwały Boga, ale jakby Bóg istniał dla spełniania naszych pomysłów na życie i zachcianek).
Gdy więc czerpiąc pełną moc ze Źródła, część tylko przetwarzał na światło dla oddawania Bogu chwały, a część pozostawiał dla siebie, na ukazywanie wszystkim własnej chwały, na szczycenie się, na - powiedzielibyśmy dzisiaj - szpanowanie i odbieranie chwały od innych Aniołów – stał się złodziejem. Jednak ta zatrzymywana moc rozpalała tylko coraz więcej w jego wnętrzu pragnienie bycia adorowanym jak Bóg. Rozpalone żądze paliły go wewnętrznie jak ogień. Pragnąc je zaspokajać zrodził nieumiarkowanie.
Wszystkowiedzący, Wszechmogący, Miłosierny Bóg wiedział oczywiście o tym, co działo się we wnętrzu Lucifera. Ofiarowywał mu swą pomoc. Lucifer jednak w swej wzrastającej pysze nie chciał z tej pomocy skorzystać, uważał bowiem, że sam sobie z sobą poradzi. Ale zakorzeniona już pycha powodowała, że sobie nie radził, a nie chcąc przyznać się do tego przed sobą, przed Bogiem i Aniołami, rodził się w nim bunt. Wówczas całą swą zepsutą już inteligencją zaczął wpływać na innych aniołów, schlebianiem i obietnicami pozyskiwać ich dla siebie. Tak zrodziła się w nim potrzeba rywalizacji z Bogiem, by jak Bóg móc być adorowanym. W ten sposób zaś stając się „ojcem kłamstwa” zrodził przebiegłość i wyrachowanie.
W takiej sytuacji postępującego samozatracania się Lucifera i coraz liczniejszych aniołów z wszystkich chórów, Bóg poddał wszystkie swe stworzenia próbie. Myśl Boża ukazała Aniołom stworzenie materii i cielesnych stworzeń, niższych od nich pod każdym względem, słabych, bardzo zmiennych i niestałych, których przeznaczeniem jednak było po udoskonaleniu się zamieszkanie wraz z Aniołami w Niebie. Im to w zamyśle Bożym Lucifer miał „nieść Światło” Bożej Prawdy. Królową zaś Nieba, której wszystkie stworzenia miały być poddane miała zostać Niewiasta pochodząca właśnie z rodzaju ludzkiego.
Wówczas jednak wzburzony Lucifer ośmielił się krzyknąć: „Non serviam!” (nie będę służył!) odmawiając posłuszeństwa Woli Bożej.
Nastąpiło coś strasznego, niebyłego dotąd w Bożym Królestwie Miłości – pierwsze odłączenie się woli stworzenia od Miłosnej Woli Bożej, która zachowuje doskonałą harmonię w Niebie dając każdemu pełnię szczęśliwości na jego miarę.
Zerwana więź z Bogiem spowodowała, że zgasła świetlistość Lucifera niczym żarówki odłączonej od źródła prądu. Pojmując co się stało, że odtąd już nie będzie mógł nasycać swej pychy chwałą kradzioną Bogu, rozpalił się w nim straszliwy gniew. I wykorzystując swoją najwyższą rangę, całą swoją inteligencję, moc, siłę woli, pociągnął za sobą inne duchy, w których, w kontakcie z nim dokonywał się podobny proces. Powstał bunt, nastąpiło rozdzielenie i straszliwa walka w Niebie. Pierwszym, który rozpalił się żarliwością o chwałę Bożą i pociągnął za sobą do walki wiernych Bogu aniołów zawołaniem - „michael!!!” (co znaczy: „Któż jak Bóg!”), był pewien niższy rangą Archanioł. Pod jego to wodzą zbuntowani aniołowie zostali strąceni z Nieba, a Archanioł Michał został odtąd wodzem wojsk anielskich.
Tak Lucifer pozbawiony Bożego Światła stał się Lucyperem tzn. „niosącym ciemność”. Wpadł tym samym w straszliwe, potrójne, nie kończące się udręczenie. Udręczenie z powodu straty Raju, udręczenie wyrzutami własnego „ja” za zniszczenie samego siebie, ale najbardziej udręczająca jest nieustannie rosnąca żądza bycia adorowanym jak Bóg. To żądza niezaspokajalna, bo jak może być choć czasem, choć odrobinę zaspokajana, skoro sam siał wszędzie grozę pełnią swej nienawiści do Boga, do wszystkich Bożych stworzeń, a nadto do siebie samego. W tym szalonym udręczeniu jakąś ulgę przynosi mu dręczenie innych - w tym tych ludzi, których zdoła zniewolić i opętać swoją wolą. Swą potężną zaś inteligencję wykorzystuje do rodzenia coraz to nowszych form zła. Stał się pierwszym i najgorszym zabójcą doprowadzając do śmierci wiecznej, do wiecznego oddzielenia od uszczęśliwiającej Miłości Bożej milionów Jego stworzeń.
Nie mogąc Boga dosięgnąć osobiście, usiłuje zadać Mu ból zatracając Jego stworzenia. Jak bardzo ta nienawiść zaślepia świadczy to, że każda dusza ludzka zdobyta dla piekła przez złe duchy wywołuje u nich piekielną radość pomimo tego, że każda kolejna powiększa na wieczność udrękę wszystkich.
Istnieje i w tym naszym świecie radość w złu, ale ona również powiększa tylko udrękę ludzi. A przed przedostającymi się do świadomości wyrzutami sumienia, strachem, grozą swej sytuacji ludzie uciekają wówczas w otumanianie swej świadomości przeróżnymi środkami i sposobami. Wpadają w ten sposób w przeróżne uzależnienia, ~manie, ~holizmy. Wykorzystują to złe duchy do zniewolenia, do spętania wolnej woli (opętania) tak nieświadomych ludzi, którzy potem nie znając wyjścia ze swej tragicznej sytuacji nawet świadomie im służą.
Odrzucając Boga ze swymi zwiedzionymi zwolennikami, Lucyper nie stał się równorzędnym bogiem czy choćby bogiem niższym rangą. Nie potrafi nikogo, ani niczego stworzyć, nie może swoim najgorliwszym nawet wyznawcom na ziemi przedłużyć życia choćby o sekundę. Może im jedynie schlebiać, zwodzić obietnicami, hipnotyzować wyobraźnią zaznania szczęścia na ziemi ze zdobycia i posiadania rzeczy, dogadzania żądzom, panowania nad innymi, ludzkiego chwilowego podziwu... Ale wszystko to, co daje radość w złu tak naprawdę zniewala, odbiera pokój, radość, dobro, miłość, ufność, wiarę, niesie strach i trwogę... Jednym słowem - unieszczęśliwia.
Nadal więc Lucyper pozostaje stworzeniem poddanym w pełni Mocy Bożej, ale bez możliwości czerpania z niej. To, kim się stał czyni z niego wręcz odrażającą antyosobę, potworem będącym samą ciemnością i nienawiścią. Miejsce wiecznego przebywania upadłych aniołów nazywamy piekłem. Pozostaje ono całkowicie w mocy Bożej i poddane jest jego Woli, z tym wyjątkiem, że nie przenika je uszczęśliwiające światło Bożej Miłości. Światła Bożego zresztą złe duchy unikają jak mogą, powiększa bowiem w nich rozpacz, ból, cierpienie, świadomość tego, co utracili, a w końcu nienawiść do siebie nawzajem.
Lucyper nazywany również przez ludzi szatanem (co z hebr. oznacza: przeciwnik, oskarżyciel, oszczerca) ze swoimi diabłami (z gr. "diabolos" - kłamca, wróg) pozostawaliby nieustannie zamknięci w tym piekle, gdyby nie...
To właśnie swoimi grzechami niczym lewarami człowiek sam w swej nieświadomości i głupocie podważa włazy piekła powodując wydostawanie się z nich coraz większej liczby demonów. Ci usiłują zwieść, okłamać, skłonić do zła, w końcu opętać człowieka, by dzieląc z nim swe udręczenie odczuć jakąś ulgę w nieustannej rozpaczy. Najwięcej mocy do kuszenia, do posługiwania się materią, do czynienia nadnaturalnych znaków na ziemi, czerpią oni z ofiar składanych im przez ludzi, a najbardziej dzięki zabijaniu najbardziej niewinnych, nienarodzonych dzieci. Człowiek w swej duchowej i moralnej ciemności ulega coraz łatwiej szatańskiej przewrotności i nie nazywa już zła złem, lecz pod pozorem własnego dobra nazywa te okrutne morderstwa jedynie "aborcją".
Tak więc ten, kto odrzuca miłosierne panowanie Boga w swoim sercu, poddaje się sam pod moc i panowanie szatanów. Tym łatwiej, im mniej wierzy w ich istnienie. Ludziom tylko wydaje się, że mogą sami stanowić o sobie, że myślą samodzielnie, niezależnie, że mogą być niezależni od Boga i szatanów nie wchodząc im w drogę. Jednak nasza natura jest zbyt słaba. Trwa właśnie czas rozdzielenia, czas podjęcia bezkompromisowej decyzji. Ludzkość już wyraźnie dzieli się na tych, którzy są lub zostaną zniewoleni przez złe duchy (żyjąc stale w grzechach ciężkich) i tych, którzy w pokorze, w rozumieniu prawdy swojej słabości poddają się z radością pod święte Boże zawładnięcie - pełnią Miłości. Wówczas to, co wydawało nam się bezwartościowe nabiera bezcennej wartości, a to, co wydawało nam się najcenniejsze, za czym goniliśmy jawić się zaczyna jako bezwartościowe. Bóg tak zmienia nasze serca, że nie musimy nawet wiele się wyrzekać. Podążamy za potrzebą serca.
Potrzeba jednak podjęcia decyzji życia Wolą Bożą, potrzeba uczyć się ją rozeznawać i nią żyć. Wola Boża pragnie bowiem dla nas szczęścia na ziemi, ale nie kosztem rywalizacji i zwyciężania nad innymi.
Mniej więc kosztuje trudu na tej drodze dojście do Nieba, niż walka o chwilowo lepsze od innych życie na ziemi (właśnie przez porównywanie się i rywalizację), które nazbyt często kończy się w otchłani piekła.
Obecnie nawet chrześcijanie tak ulegli zwodzeniom szatańskim (w które często nie chcą wierzyć), tak zostali zaślepieni, że nie dostrzegają nawet tego, że własną wolę uznają za Wolę Bożą. Bezrefleksyjnie wymawiając słowa modlitwy: "...bądź wola Twoja jako w Niebie tak i na ziemi...", tak naprawdę nie zamierzają się jej poddać, nie mają nawet pojęcia o potrzebie jej dokładnego rozeznawania.
Otwarcie się człowieka na światło Bożej Prawdy (prawda o sobie utrzymuje w pokorze, która z kolei trzyma demony z daleka i jest naczyniem wszelkich cnót), a także pragnienie i wola wzrastania w Bożej Miłości, Bożej Woli wciąż jeszcze pozwala wyzwolić się od zniewoleń złych duchów, rozpoznawać ich zasadzki, a nie ulegając im i ratując od nich swych bliźnich zdobywać zasługi na swej drodze do zjednoczenia z Bogiem - niewysłowioną, a tak ranioną i pogardzaną Miłością.
Z miłości do szukających Prawdy przychodzę, aby ponownie pokazać, czym faktycznie Prawda jest i co Ona oznacza, bowiem zapomniano
o tym. Ja jestem Prawdą, a Prawda jest Miłością. Miłością Nieskończoną, Miłością Najwyższą, Miłością Wieczną. (PŻwB 9.04.88)