Czy obrzęd ten daje nam lepsze czy gorsze samopoczucie? Czy pokorniejemy choć na tyle, by stanąć w prawdzie o samym sobie? Czy szczerze sobie odpowiemy, czy dotyczą nas - we własnych sercach, w naszej rodzinie, parafii, kościele, narodzie, ludzkości - bolesne Słowa Pana Jezusa wypowiedziane do jednej ze współczesnych mistyczek: "Jesteście mniej zjednoczeni niż szczep małp."?
Mówienie o tym niszczy nasze dobre samopoczucie. Nie mówienie o tym pozwala nam mieć lepsze samopoczucie ale za pomocą kłamstwa. Mówić - źle i milczeć - źle. A jednak od zła tylko Prawda wyzwala.
Czy więc kolejny czas łaski zostanie zmarnowany w kościele? Czy lepiej liczyć na szczepionki, czy pomogą w tej naszej przede wszystkim duchowej i moralnej pandemii?
Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do Królestwa Niebieskiego. (Mt7,21).
Dwa lata temu w tygodniu, w którym rozpoczynał się Wielki Post uczestniczyłem codziennie w Eucharystii w tym samym kościele, na tę samą poranną godzinę, a odprawiał ten sam Kapłan. W poniedziałek i wtorek uczestniczyło we Mszy świętej tylko kilka osób. W środę popielcową pojawił się wielki tłum, zapanował nawet ścisk na posypanie głowy popiołem. Odczułem z tego powodu pewną gorycz, tak, że nie podszedłem do tego obrzędu. Do Komunii Świętej przystąpiło stosunkowo niewielu, a zatem większość była w stanie grzechu śmiertelnego.
Gdy wszyscy wyszli padłem na twarz przed nieskończonym Majestatem Boga, którego uczucia jakbym odczuwał.
W czwartek przybyło ponownie tylko kilka osób. Przyszedł kapłan odprawić Mszę Świętą, popatrzył po nas i powiedział na wstępie ze smutkiem:
"Wygląda na to, że wczoraj ludzie przybyli tutaj po popiół".
Po obrzędowej choince, szopce, potrawach, prezentach..., po obrzędowych karnawałowych ostatkach z obrzędowym pączkiem przyszedł czas na obrzędowy popiół..., później jeszcze będzie obrzędowe poświęcone jajeczko... Mnożymy sobie obrzędy i zwyczaje...
Czy naprawdę nie odczuwamy, że w tych obrzędach gdzieś się zagubiła sama Istota naszej wiary? Czcimy Boga, czy siebie?
W zeszłym roku niewidoczny wirus, który w tym czasie opanowywał właśnie cywilizację zachodnią wyrosłą na chrześcijańskich korzeniach, uniemożliwił wielu dokonania rutynowego obrzędu posypania popiołem. Wyglądało mi na to, jakby Bóg nie chciał od nas takiej "czci", takiej "duchowości".
Czy ktoś coś zrozumiał przez ten rok? Jeżeli nie zrozumiemy, będzie coraz więcej plag, coraz bardziej cierpieć będzie nasza miłość własna, nasza zmysłowość i cielesność. Potrzeba nam jak najszybszego przebudzenia.
Bóg powołał nas z nicości do istnienia dla Siebie samego. Istniejemy dla Niego, by Go miłować bardziej niż siebie, niż własne "ego" - tak nam przykazuje. Przenajświętszy nie może być dodatkiem do naszego życia, narzędziem do zaspokajania naszych zachcianek i pomysłów na udane życie w tym wrogim Bogu świecie. Miłość pragnie być miłowana, oczekuje serdecznej bliskości.
Ci, którzy Mnie znają, bezgranicznie ufają Mojemu miłosierdziu i są pewni, że czułą, a zarazem potężną Miłością rozwiążę nawet najtrudniejsze sytuacje. Módl się więc do Mnie z ufnością, bo jestem Królem Miłości i chcę, aby takiego Mnie znano. Panuję w duszach nie siłą lecz najsłodszą Miłością. (...) Gdyby dusze znały Moje Królowanie, wiedziałyby na czym ono polega i od razu by Mi się poddały, a Ja napełniłbym je radością Mojej obecności. Kochaj Mnie i pozwól Mi cię kochać Moim Królewskim Sercem. To wielki zaszczyt - być miłowanym przez Serce Króla (...)
In Sinu Jesu 29.10.2011
Potrzeba tego zapragnąć. Zaś ofiarowanie siebie jest koniecznym warunkiem, by się otworzyć, by otworzyło się moje serce - ta arena na której Bóg dokonywać może mojej przemiany. Dokonuje jej najbardziej za pomocą Swoich Świętych Sakramentów, przez które spływa na nas Jego Łaska. Łaska nie może jednak być lekko traktowana, marnowana, deptania, niszczona, zabijana w sobie. Musi być szanowana, pielęgnowana, rozwijana, by wzrastała, by przebóstwiała naszą ludzką zepsutą naturę i wydała owoce...
Zapragnięcie jest zaproszeniem Boga, a ofiarowywanie siebie otwarciem serca.
<><
Maranatha