"Wszelkie Prawa zastrzeżone" jedynie co do zasad wzajemnego szacunku. Kopiowanie, wykorzystywanie i rozpowszechnianie materiałów jest jak najbardziej wskazane - nie myślmy jedynie o sobie. Z witryny tej nie czerpiemy żadnych korzyści (nie ma tu też reklam), a utrzymujemy ją z własnych środków i własnej pracy. Ma służyć powszechnemu dobru. Prosimy więc o wyrozumiałość, jeżeli nieświadomie wykorzystaliśmy czyjąś własność prywatną. Z góry przepraszamy, prosimy o wspaniałomyślność lub o ewentualny kontakt, a usuniemy. Również w razie zauważenia błędów i niejasności, których wykluczyć nie możemy pomimo wszelkich starań, by była tu jedynie prawda.
Wszelkiego prawdziwego dobra wszystkim bez wyjątku życzymy. Z darem modlitwy o oświecenie nas wszystkich światłem Bożej Prawdy.
Małgorzata Stanisław Valere Nihil
Strony mogą zawierać pliki cookies.
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i Niewiastę, między potomstwo twoje a potomstwo Jej: Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na Jej piętę. (Zob. Rodz 3,15; tą "piętą"- jak powiedziała sama Maryja, są Jej umiłowani Kapłani)
.
Wiele osób nie radzi sobie z sobą, ze swoimi uzależnieniami, zniewoleniami, grzechami. Wielu chciałoby się zmienić, ale wciąż, od lat nie potrafią się wyzwolić, popełniają wciąż te same grzechy.
Dziś Pan Jezus mówi do nas:
Gdy Mnie Prawdę poznacie, wyswobodzę was z grzechów, uwolnię od was samych, dam wolność prawdziwą, dam Miłość, której świat nie zna, nie pojmuje i dlatego pragnąć jej nie potrafi, bo jej nie zna. (Dialogi 2611)
Jak możemy poznać tę jedyną, najwyższą Prawdę, jak się na Nią otworzyć? To nie jest jakieś wielkie wyzwanie, nie nazbyt wysoko postawiona poprzeczka. Najpierw trzeba jedynie zapragnąć i próbować żyć świadomie. Potrzeba świadomości a nie samooszukiwania się. Gdy wyrośnie mi wrzód, to czy go zasłaniam, pudruję, bym go nie widział czy też robię wszystko, by go wyleczyć? Gdy jednak chodzi o nasze choroby duchowe reagujemy już inaczej - potrafimy się oszukiwać, usprawiedliwiać, tłumaczyć, nie chcieć uznać swojej winy, swojego zła...
Są pewne sposoby, pewne zasady, by wejść na drogę wyzwolenia.
Pierwszą zasadą jest świadome stanięcie w Prawdzie o sobie, uznanie zła w sobie. Droga Prawdy prowadzić musi do Miłości, a nie do samozadowolenia własnego ego. Trzeba uznać swoją absolutną niezdolność do miłości takiej, jakiej Bóg oczekuje. Pismo Święte, Pan Jezus, mistycy wyraźnie mówią, że nie ma w człowieku żadnego dobra, które mogłoby pochodzić od niego samego. Zło przychodzi nam bardzo łatwo, niejako samo. Dobro przeciwnie, musimy się przezwyciężać, wysilać, o nie się starać. Jesteśmy źli, bo taki jest skutek grzechu pierworodnego, bo takimi nas czyni nasze cielesne „ego” z którym się utożsamiamy. W prawdziwym życiu duchowym doprowadzani jesteśmy do przebóstwienia, do utożsamiania się ze swoim nieśmiertelnym, duchowym „ja”, naszą duchową samoświadomością, duchem naszej duszy - który staje na Sądzie).
Zamiast więc samo usprawiedliwiać się, szukać wykrętów, tłumaczeń dla dobrego samopoczucia, dla samozadowolenia, trzeba odważnie każde zło, które odkryję w sobie dostrzec i nazwać po imieniu. To jest jak odkrycie swojej utajonej, wstydliwej choroby.
Drugą zasadą jest konieczność uświadomienia sobie, zrozumienia, że przyczyna mojego obecnego złego stanu, mojego złego uczucia nie leży na zewnątrz mnie: w złym świecie, w drugim człowieku czy w naturze. Korzenie zła są we mnie. One są we mnie niezależnie od sytuacji i miejsca. Wszędzie i w każdym czasie mogę im ulec, ale to nie jestem ja. Nie mogę utożsamiać się ze swymi skłonnościami. Ja nie jestem tym złem, które we mnie jest, nie jestem tym złym uczuciem, mogę nad nim zapanować.
Dlatego trzecią zasadą jest nieidentyfikowanie się. Moja skłonność do zła niczego jeszcze nie rozstrzyga. Rozstrzyga zajęcie stanowiska. Trzeba złe uczucia, złe pragnienia, żądze dostrzec, uświadomić sobie jak tylko się pojawiają. Uznać, że je mam w sobie, ale to nie jestem ja. Ja mogę się od nich odciąć albo im ulec i je rozwijać . Nie trzeba walczyć ze złem w sobie, bo walka udręcza, wymagać bowiem styczności ze złem, może też jeszcze zwiększać skupienie na sobie. Wystarczy uświadamianie tego sobie, oddanie tego Jezusowi dające Mu prawo nas przemienić. Potrzebny jest jednak wysiłek odcięcia się od zła poprzez unikanie miejsc, sytuacji, pozbycie się rzeczy służących złu. Ale najważniejsza jest prośba, wołanie do Boga o uwolnienie. Musi to trwać jakiś czas, ale to „sprawia”, że zło nas opuszcza.
Praktykowanie prawdziwej religii czyli właściwie, godne, z czcią przyjmowanie sakramentów, stosowanie sakramentaliów uwalnia od wewnętrznych konfliktów, prowadzi do doskonałości, czyni nas świętymi czyli żyjącymi w prawdzie, miłującymi dawcami pokoju i radości.
Dlaczego jednak najczęściej sakramenty i sakramentalia nie są skuteczne, a ludzie „religijni” często gorsi są od niewierzących? Czy potrafimy to już rozeznać?
Idąc drogą prawdy o sobie, stopniowo stajemy się ludźmi świadomymi. Zaczynamy dostrzegać i podziwiać piękno. Pojawia się podziw dla różnorodności świata przyrody, zachwyt nad ogromem oceanu, wspaniałością gór, bezmiarem kosmosu. Pokory uczy dostrzeganie i uświadamianie sobie potęgi żywiołów, świadomość szybkiego przemijania i odpowiedzialności za każdą daną nam chwilę życia, która jest jedyną i już się nie powtórzy. Przestajemy się tak katować dla zdobycia uznania, podziwu świata. Działamy coraz częściej z radosnego porywu, czerpiemy radość z najprostszej, nawet najbrudniejszej czy najtrudniejszej pracy, którą postrzegamy jako sposób na uszlachetnianie swego ducha, na uświęcanie się, na zdobycie pokory. A z czasem gdy w taką „duchomanię” według świata popadniemy, udaje się nam przełamywać swoje uzależnienie od innych, swoje zaprogramowanie, swoje przyzwyczajenia i nawyki, swoje zmienne nastroje… wszystko co nas więziło. Najczęściej mamy też fałszywe pojęcie pokory. Pokora to moc życia w prawdzie o sobie. Pokorny nie ucieka w złudzenia, nie żyje w złudzeniach, pozostaje świadomy, przebudzony. Złudzenia wybiera człowiek słaby. Fantazjuje, śni nigdy się nie budząc. Pokornego nie wzrusza i nie dziwi okazywana mu pogarda, nie wstydzi się nieposiadania niczego, bo na niczym co z tego świata mu nie zależy, nie przywiązuje się do niczego, na nic się nie złości. Pokorny zadowala się wszystkim, jest beztroski, wszędzie i ze wszystkiego zadowolony. Jego skarbu nikt na świecie nie może mu odebrać, bo swego Pana gości w swoim sercu i do zjednoczenia z Nim tęskni. Stąd nie lęka się śmierci. Pyszny przywiązany jest do swego ciała, swego życia, swego posiadania, stąd łatwo wytrącany jest z równowagi, buntuje się, złości, narzeka, denerwuje, martwi, roztrząsa, trapi, rozpacza i… marnie ginie.
To uciechy, to uczucia z tego świata, które jak on szybko mijają. Na ich miejsce wkrada się lęk, obawa np. przed stratą, porażką, strach przed zdemaskowaniem stąd trud zapamiętywania swoich krętactw, konieczność stosowania przeróżnych form zabezpieczeń przed ludzką nikczemnością i odwetem.
Czy dostrzegamy jakże one się różnią od siebie?
Z miłości do szukających Prawdy przychodzę, aby ponownie pokazać, czym faktycznie Prawda jest i co Ona oznacza, bowiem zapomniano
o tym. Ja jestem Prawdą, a Prawda jest Miłością. Miłością Nieskończoną, Miłością Najwyższą, Miłością Wieczną. (PŻwB 9.04.88)